Kanary - Barbados czyli kolejny przelot Hultaja przez Atlantyk

25 stycznia 2023

Skończyliśmy kolejne przejście Atlantyku. W sumie czwarte w ciągu ostatnich 8 miesięcy. Całkiem chyba nieźle jak na załogę, która potrafi utknąć na parę tygodni w jednym porcie. Załogę, która 3-4 dni po uroczystym i towarzyskim pożegnaniu wciąż stoi przy kei J

 

 Bardzo nam dopisała pogoda, dzięki temu trasę z kanaryjskiego El Hierro na Barbados zrobiliśmy w 18 dni. Można by coś z tego uszczknąć, gdybyśmy nastawili się na szybkość, a nie na komfort. Komfort potrzebny był do pracy -na jachcie wciąż trwa remont: rozwijanie instalacji elektrycznej, drobne prace szkutnicze, szplajsownie i poprawki na pokładzie. W ostatnie dni bardzo zwolniły nas ogromne ilości napotkanych wodorostów.                                                                                                                          

 

Na samym początku próbowaliśmy z tym walczyć i zrzucać je różnymi manewrami z balastu, steru oraz wału i śruby. Później zupełnie to odpuściliśmy, gdyż po 10 minutach od czyszczenia wszystko wyglądało tak samo źle. Do tego, gdy mocniej przywiewało i łódka próbowała przyspieszać,  zawalony wodorostami ster zaczynał szarpać całą łódką. Było to bardzo stresujące, musiałem się zmuszać by nie analizować jak bardzo i źle obciążone są łożyska steru. Wyobraźnia techniczna nie zawsze jest przyjacielem :) Często specjalnie redukowaliśmy ożaglowanie żeby zwolnić.

 

 

 

Do niczego potrzebny silnik

Na silniku przepłynęliśmy 5h. Mogliśmy tego uniknąć gdybyśmy nie ruszali z El Hierro w totalnej ciszy. Nie chcieliśmy jednak tracić kolejnego dnia, bo bardzo nam zależało żeby zdążyć przynajmniej na jeden z wyścigów Barbados Sailing Week.

Jeżeli nie liczyć czasu gdy żeglowaliśmy pod spinakerem, to 99% żeglugi jechaliśmy z genuą na wytyku, czyli w zasadzie na tzw. motyla. Genua nr.2 była głównym żaglem napędowym. Kilka razy zastąpił ja solent czyli nasz przedni żagiel nr.3. Grot, w zależności od warunków, dostawiany był cały - na drugim refie lub wcale.

 

Słońce dało nam wszystko

Energia pozyskana ze słońca w czasie żeglugi: 19KWh. 

To w zasadzie jest też nasz wydatek energetyczny z całej podróży. Praktycznie codziennie (nie licząc 2 dni z awarią jednego solara) mieliśmy baterie LifePO4 naładowane na 100%. Nie bardzo mieliśmy co robić z prądem. Autopilot 24h/dobę, cała sieć Raymarine, 2 komputery (Ani komp ładowany z inwertera, bo wciąż nie dorobiła się ładowarki 12V). Mój komputer włączony cały czas, gdyż robił za dodatkowy ploter (program qtVlm opisze przy okazji), na którym była robiona nawigacja, routing pogodowy, światowe centrum zarządzania muzyką. Oglądane były filmy, słuchane audiobooki i ebooki podczas nocnych wacht. Muzyka grałaby całą dobę gdyby nie to, że Ani trzeba czasem wyłączać, bo słucha zamiast spać:) Ze słońca było ładowanie tabletów, smartfonów do łączności satelitarnej, Iridium Go!, latarek itd.

 

 

Problemy i awarie na Atlantyku

Problemy:

  1. Uszkodzenie połączenia na kablu od solara.  Wynikał z niechlujstwa w przygotowaniu i użytkowaniu prowizorycznej instalacji elektrycznej solarów. Wciąż nie dostałem odpowiednich przewodów, więc jest coś tymczasowego.
  2. Bezprzewodowy wiatromierz na topie masztu. Wygląda na to, że nie trzyma mu bateria lub nie jest odpowiednio doładowywana przez jego osobistego solara. Najczęściej padał mniej więcej w połowie nocy i wtedy musieliśmy zmieniać tryb prowadzenia autopilota z wiatrowego na kurs kompasowy.
  3. Drobny przeciek przez nienaprawione uszkodzenie listwy burtowej.

 

 

Ile to kosztowało i dlaczego tak mało?

 

Kosztowało nas to łącznie 465 euro na dwie osoby. W tym jest amortyzacja jachtu.

 

Woda – 32 euro Mamy dość duże zużycie wody do przygotowania posiłków.

Nie korzystamy z dań gotowych, instant itp.  Makaron, kasze, ziemniaki czy kopytka były gotowane na pokładzie. Prysznice oczywiście w słodkiej wodzie J Drobne pranie również. No i mycie naczyń, bo nie mamy ujęcia wody zaburtowej do zlewozmywaka, a z wiadrem nikomu się nie chce biegać. 

Poszło 9 baniaków po 8l czyli 72l. Do tego 10x1,5 wody gazowanej oraz 70l w zbiorniku. Razem poszło 157 l. Wychodzi 78,5l na osobę. Średnio w jeden dzień każde zużywało 4,3l.

 

Jedzenie – 99 euro, w tym masło jajka i 1l mleka to aż 35 euro. Oczywiście też przyprawy czy słodycze w formie ciastek (5 paczek to był cały zapas słodyczy jakby co ;) 

 

Gaz - 10 euro

 

Paliwo – 4 euro. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że dobra praktyka żeglarska sugeruje wypływanie z pełnym bakiem. I oczywiście racja. Ale to nie znaczy, że musimy to paliwo w całości wypalić podczas atlantyckiego pasażu. Czyli koszt zatankowania na full nie jest kosztem tylko tego rejsu, tylko raczej jakiegoś dłuższego okresu. My pewnie będziemy musieli zatankować za miesiąc czy dwa.

 

 

 

 

 

Higiena osobista - 10 euro

 

Łączność satelitarna– 220 euro, W kupionym przez nas pakiecie jest 150 minut, których jak zwykle nie wygadaliśmy. Ileś tam SMS oraz nielimitowany pakiet danych, który nie daje dostępu do internetu, ze względu na zbyt wolny transfer.

 

Amortyzacja zakupu jachtu - 55 euro (zakładając utratę wartości rzędu 30%, raczej mocno przesadzona).

 

Fundusz remontowy – 35 euro (antyfouling, drobne naprawy itp.)

Koszt życia na poziomie 235 euro na osobę za 3 tygodnie to chyba nie jest tragedia.  W tym jest też koszt bycia właścicielem jachtu ;)

 

465 euro to tyle ile co najmniej trzeba wydać na tygodniowy postój jachtu naszej wielkości w marinie gdzieś w USA.

 

Dlatego jeszcze raz wielkie podziękowania dla Janusza Kędzierskiego za postój w Nowym Jorku, Piotrowi Mądrzykowi za gościnę w Chicago i  Rafałowi Witczakowi za przytulenie nas w Toronto. Chłopaki ufundowali nam kilka przejść przez Atlantyk J

 

info@calloftheocean.pl

 

Kontakt

Szymon

(48) 792 717 355

Ania

(48) 533 006 566

Social Media

Copyright 2022 Szymon Kuczynski - Zew Oceanu

Sponsorzy