Wstaje przed wschodem słońca. Ruszam gdy jest ciemna szarówa bo nasza gwiazda wciąż chowa się za górami. Miasto po prawej prawie śpi. Po lewej ocean na którym widać wracające do portu kutry rybackie. W wodzie widzę czarne punkciki. Skały i ludzie. Od miasta biegnie w moją stronę ktoś ubrany na czarno. W rękach trzyma coś odbijającego światła wciąż palących się latarni ulicznych. To deska surfingowa. Nowy dzień się zaczął. Trzeba wstać i zacząć żyć.
Mimo, że lotnisko jest dość blisko mariny to miałem problem by dotrzeć na Hultaja po locie z Polski. Najpierw zgubiłem bagaż. Nikt nie poinformował mnie ze jest oversize i będzie do odbioru w innym miejscu niż taśma gdzie swoje bagaże odbierali inni pasażerowie. 40 minut w plecy. Ze względu gabarytowo bagaż więc chciałem jechać autobusem. Lokalny MPK oferował przejazd pod port, ale z przesiadką. Kilka minut później jednak miała już jechać bezpośrednio linia nocna 105N. Musiałem tylko poczekać z 40 minut. Autobus ten był o czasie, ale nawet nie zjechał na pas przy którym był przystanek tylko przejechał przez lotnisko i zniknął w nocy. Próbowałem skorzystać z Bolta. To już spory przeskok finansowy gdzie autobus to 2,5 euro, a Bolt 9-12E. Po kolejnych 40 minutach wsiadłem w taksówkę która kosztował 25 euro. Na lotnisku zmarnowałem 2h, a i tak wyszła najdroższa opcja. Za to podjechałem pod samą keję.
Z zewnątrz Hultaj prezentował się ok. Urwany przez sztorm Ciaran solar był ładnie zabezpieczony, cumy i odbijacze prawidłowo ustawione. Jedyny problem to ten że bandera którą zostawiłem zwiniętą była rozwinięta i podarta. W plecaku miałem już 3 nowe sztuki. W środku jachtu niestety rzeź. Szczelnie zamknięty wraz z wilgocią hmmm...żył własnym życiem. Dużo pracy. Sprzątanie, czyszczenie, ozonowanie.
Wróciłem do mojego ulubionego trybu dnia. Wstaje przed wschodem słońca, robię jakąś jedną rzecz z listy zadań i ruszam biegać. Potem prysznic i często spotkanie z panią sprzątającą. Zawsze wesołą śpiewającą Boba Marleya czy jakieś portugalskie pieśni.
Keja powoli się budzi, zaczynają się prace na innych jachtach.
Lubię bardzo ten portowy rytm życia.
No i nocne Polaków rozmowy, gdyż oczywiście zdarzyło się spotkanie z znajomym. Dzieki Michałowi wyrwałem się zresztą rygoru pracy i z najbliższej okolicy łódki i wyskoczyliśmy na obiad oraz kawę do centrum.
Porto zachwyca mnie od pierwszego spotkania. Jestem tu już trzecim jachtem z rzędu. Tak naprawdę nie stoję w ścisłym Porto, na rzece. Tam jest sporo drożej. Hultaj stoi w Marina Porto Atlantico w Matashinos. Do centrum starego Porto mam 40 minut rowerem. Na lotnisko 20-30 minut autobusem. Do sklepu, pieszo 5 minut.
Przepłacam za postój gdyż nie było miejsc dla małych jachtów które kosztowało 180 euro za miesiąc. Hultaj stoi wśród większych jachtów za 230 euro. W cenie prąd, prysznice itp. I super obsługa. Sami pisali, że Hultaj ma się prawie dobrze po sztormach. Że pękło w wichurze mocowanie panelu słonecznego, ale zabezpieczyli to i okazało się, że solar jest cały. Byli też wcześniej sprawdzić czy luki mam pozamykane itp.
We wtorek przylatuje Marcin i w środę lub czwartek ruszamy na Wyspy Kanaryjskie. Jest jeszcze wolne miejsce na Hultaju. Podobnie jak później na transatlantycki odcinek na Karaiby. Znowu zrobi nieznośnie gorąco :)
P.S. Jest 10 rano. Siedzę przy kawie w typowym lokalnych przybytku. Tuż przy porcie, z widokiem na plaże i ocean. W radio gra rock 'n' roll, a ludzie klienci podśpiewują.
Jeżeli podoba Ci się ten artykuł to może
info@calloftheocean.pl
Kontakt
Social Media
Copyright 2022 Szymon Kuczynski - Zew Oceanu
Sponsorzy