Płyniemy przez Atlantyk. Gorąco, ale wiatr wrócił, więc bywa znośnie. Standardem jest brak koszulki i spanie bez przykrycia. Wiatru zrobiło się już tyle, że w nocy wszedł pierwszy ref na grocie, a potem żagiel poszedł zupełnie w dół. Jazda na samej genui nr 2 postawionej na spinakerbomie i tak dawała prędkość ok. 6,5kt. Żagle są dobierane nie tylko do kursu i siły wiatru, żeby jak najszybciej ciągnąć łódkę, ale też tak, żeby łódka płynęła jak najrówniej kursowo na fali. Chodzi o to, by autopilot pracował jak najmniej. Z dwóch powodów. Po pierwsze - taki autopilot żyje dużo dłużej. To urządzenie mechaniczne i, jak każdy mechanizm, po prostu się zużywa. Wymaga serwisu, wymiany części itd. Oszczędzając autopilota oszczędzamy pieniądze. Po drugie - taki autopilot bierze mniej prądu. W naszym wypadku autopilot to najbardziej prądożerny odbiornik na jachcie. Bardziej niż nasza lodówka. Szok i niedowierzanie?:) Lodówka była na Hultaju gdy go kupiliśmy i leżała schowana na strychu przez 2 lata. To naprawdę nie jest niezbędna rzecz na jachcie. My tam teraz trzymamy przede wszystkim napoje, a w zasadzie wodę gazowaną. Bo to jest ważne :)
Hydrauliczny napęd na Atlantic Puffin
Wracając do autopilota - nasz w tym momencie pracuje około 20-22 dni w miesiącu 24h na dobę. Bez przerwy w różnych warunkach. I robiłyby to nawet, gdybyśmy jechali przy 20kt węzłach wiatru pod spinakerem. Ale po takiej jeździe na Martynice czy innym najbliższym lądzie konieczny byłby serwis. Czyli kasa do wydania. Kolejny problem z pracą pilota w różnych warunkach to bilans prądowy - nie wiadomo czy starczyłoby prądu, więc trzeba dokupić solar czy zorganizować inny sposób pozyskiwania prądu np. większe akumulatory czy mocniejszy alternator do ładowania się z silnika. Ale wtedy trzeba brać więcej paliwa. No i to ogromny dyskomfortu uruchamiać coś co hałasuje, śmierdzi no i grzeje wnętrze łódki. Generalnie wszystko źle i więcej kasy trzeba wydać:)
Teraz nasz autopilot pracuje w trybie „największego lenia” czyli ustawiony jest na najmniejszą czułość. Wtedy nie trzyma idealnie kursu, wolniej reaguje, ale najmniej się zużywa i bierze najmniej prądu. Czyli jest najtańszy w utrzymaniu. Ale praca autopilota jest bezpośrednio zależna od trymu i prowadzenia łódki. Trym wzdłużny - przy wietrze z tyłu lepiej odciążać dziób, bo jacht ma mniejszą tendencję do tzw. wywożenia na fali. Autopilot ma mniej do kontrowania, a fala na oceanie jest zawsze. Trym poprzeczny - jeżeli nie żeglujemy idealnym fordewindem, to łódka zawsze będzie, nawet przy kursach pełnowiatrowych, miała przechył na zawietrzną, który jest regularnie pogłębiony przez falę nadchodzącą od tyłu. A każdy przechył to automatyczne skręcanie łódki. I musi znowu kontrować to autopilot. Dobalastowanie nawietrznej burty np. zapasami czy żaglami usztywni łódkę i zmniejszy głębokość przechyłu, a tym samym odciąży w pracy autopilota.
To nie jest przepis tylko dla małych, lekkich łódek. To dotyczy wszystkich jachtów również tych 15-20 metrowych i turystycznych. I na nich też mamy takie opcje. Np. zbiorniki z wodą. Na transatlantycką trasę z reguły zalane są wszystkie. Ile ich jest? Jak rozmieszczone? Na każdej burcie po jednym? To zużywajmy wodę najpierw z zawietrznego. Jest zbiornik pod koją dziobową? To zacznijmy od niego by odciążyć dziób.
Samotnie przez Atlantyk na 5 metrowej Małej Mi. Dwa foki ciągną dziób, grot przez 4 tygodni leżał na pokładzie.
Trzeba też pamiętać, że łódka z pustym, lekkim dziobem mniej nurkuje w fale, czyli łódka mniej się kołysze wzdłuż osi podłużnej jachtu. Łódka dobrze odciążona z zawietrznej burty, dociążona po nawietrznej jest sztywna, mniej się buja poprzecznie a przechyły nie są tak głębokie. Jacht staje się łatwiejszy do życia, bardziej komfortowy. Jedzenie nie ucieka ze stołu czy talerzy. Ciężko te rady zastosować w żegludze turystycznej w krótkich rejsach, ale też się da. Płynąc z Porto do Lizbony będzie praktycznie tylko prawy hals, a na 1-2 dobowy odcinek nie potrzebujemy brać wody pitnej na full. Więc zalejmy zbiornik tylko ten z prawej burty. Z kolei żegluga oceaniczna to często wielodniowa, a nawet wielotygodniowa jazda jednym halsem. I mamy dużo czasu by ustawić (czyt. namęczyć się przy przenoszeniu rzeczy) odpowiednio jacht.
Manfred, samoster wiatrowy Małej Mi. Koszt-butelka porto i resztki z budowy jachtu.
Co możemy jeszcze zrobić, żeby autopilotowi było lepiej? Przede wszystkim odpowiednio ustawić żagle. Współczesne jachty, szczególnie duże, mają urządzenia sterowe (najczęściej koła sterowe) często z przekładnią hydrauliczną, które są komfortowe i łatwe w obsłudze. Nawet gdy mocno wieje i w dużym przechyle jesteśmy wstanie prowadzić jacht jedną ręką, a w drugiej trzymać kakao. Te systemy sterowe zabrały nam bardzo ważny w żegludze wskaźnik - jak ciężko jest łódce? Każdy, kto żeglował z rumplem wie, że można na nim od razu i bezpośrednio wyczuć, że łódka wchodzi w przechył (od wiatru lub od fali), próbuje ostrzyć, ciągnie ster-rumpel i musimy to kontrować siłą swoich mięśni, żeby zapobiec zmianie kursu i utracie kontroli. I te wszystkie informacje dostajemy bardzo bezpośrednio. Przy kole sterowym często dopiero gdy już tracimy kontrolę i jest za późno na zareagowanie sterem zaczyna się akcja luzowania żagli i próba wyprostowania łódki np. balastem ludzkim.
cdn.
Jeżeli podoba Ci się ten artykuł to może
info@calloftheocean.pl
Kontakt
Social Media
Copyright 2022 Szymon Kuczynski - Zew Oceanu
Sponsorzy