21 dni 0h i 32 minuty 20.08-10.09
Po regatach Pacific Cup czekało nas niespieszne płynięcie z hawajskiej wyspy na kontynent. Dołączył do nas
Piotr Styrkowiec - nasz przyjaciel, który płynął już z nami dwa lata temu z Nowej Fundlandii na Azory.
Chcieliśmy dopłynąć na Alaskę, ale rozsądek wziął górę. Było już trochę za późno i za mało czasu. Wiatry na północnym Pacyfiku trochę szalały, a terminy nasze i samolotu Piotrka świeciły się w kalendarzu.
Obraliśmy kurs na wyspę Vancouver, gdzie pierwszym portem wejścia od południa jest Victoria.
Wszystko, ale to dosłownie wszystko przebiegło pięknie, ładnie i szczęśliwie. Pogoda piękna, temperatura dobra (trochę gorąco na początku, ale i tak chłodniej niż na Karaibach).
Łódka czuła się dobrze, chociaż stresowaliśmy się na początku nowym sztagiem, robionym własnymi ‚ręcyma’ na Hawajach. Towarzystwo Piotrka - wyborne. Zabrakło tylko dwóch rzeczy: majonezu i m&msów orzechowych. No wzięliśmy za mało i to był błąd:)
Co tu dużo mówić - no rejs marzenie:)
Kontakt ze światem mieliśmy jak zwykle przez iridium Go. Codziennie pisaliśmy relacje, które wrzucał na FB Call of the Ocean nasz wspaniały przyjaciel
Kuba Szymanski, który nas wspiera i dopinguje do pisania o wszystkim, chociaż nam się zdaje, że to zupełnie nieciekawe:) No bo większość rejsu spaliśmy, czytaliśmy, jedliśmy i wpatrywaliśmy się w Pacyfik. Taki to był rejs. Kuba przekazywał nam też wszystkie wiadomości i komentarze od czytających nasze relacje osób, a każde takie słowo cieszyło nas przeogromnie:)
Na początku było nam trudno, bo czuliśmy jeszcze regatowy rozpęd, co skutkowało lekkim wstydem, że Code 0 albo inny „dopalacz” jeszcze nie pracuje. Ale potem powtarzaliśmy sobie, że nie musimy się już tak spieszyć, z nikim się nie ścigamy. Oszczędzamy regatowe żagle i łódkę, bo jest zmęczona po intensywnym czasie. Od wypłynięcia z Polski 2 lata temu Hultaj zrobił 41 tysięcy mil morskich. Mniej więcej 1,5 okrążenia kuli ziemskiej:)
Dużo czasu spędzaliśmy też nad gribami pogodowymi, żeby dobrze omijać wyże i niże. Dopasować się do pogody i mądrze popłynąć. Przy sterowaniu pracował 24h na dobę autopilot. Prąd produkował nam nasz jeden solar 150W, drugi został z rzeczami w San Francisco. Szymon założył na Hawajach nowy sztag, który Piotrek przywiózł na Hawaje w walizce. W czasie rejsu Szymon walczył też kilka razy z kabelkami. Kilka razy wypiął się autopilot, ale okazało się że to kabel sieci NMEA ma problemy. Po odseparowaniu autopilota od reszty systemu nawigacyjnego problemy zniknęły. Poza tym nie było żadnej poważnej awarii ani problemów technicznych.
Zwierzołki też nam dopisały, bo były i delfiny i wieloryb tuż przez dziobem.
Co tu dużo mówić - no rejs marzenie:)
Na mecie, czyli po odprawie przy doku kanadyjskich graniczników, przywitali nas w nocy nasi przyjaciele
Marzena Hojsan i Marek Hojsan
Alruna Voyages z pysznościami: masłem, serem, bagietką, pączkami i napojami! Takie przywitania tuż po skończeniu rejsu chyba wzruszają najmocniej. A Marzenka i Marek to osoby, które witają nas prawie w każdym miejscu z uściskiem i pysznościami:)
Jeszcze kilka statystyk:
Czas: 21 dni 0h 32 minuty
Ilość przepłyniętych mil: 2751 Mn
Średnio na dobę - 131 Nm
Max wiatr: 36,1 kt
Max prędkość: 10,9 kt
Max temperatura: 39 C
Min. temperatura: 15,7 C
Ilość spalonego paliwa: 14 litrów
Jeżeli podoba Ci się ten artykuł to może