Trasa z St. Johns na Nowej Funlandii do Horty na wyspie Faial w archipelagu Azorów:
- 1200Nm do pokonania
- łódka s/y Hultaj czyli Figaro One w trymie turystycznym
- 3 osoby załogi: Ania, Szymon i Piotr
- zapas wody na około 25 dni, jedzenie na 3 miesiące:)
- łączność: Iridium Go! Ściąganie gribów pogodowych, maile, SMS i połączenia głosowe
- rozrywka: audiobooki, ebooki, komiksy w formie ebook, muzyka, jedzenie, pozwalamy też sterować jeśli ktoś chce:)
Wyszliśmy z St. Johns 13 października, krótko po północy. Mieliśmy wyjść nawet dwa dni wcześniej, ale nie wyszło. Tak miało być:) To zwiększało dystans do ogromnego ośrodka niżowego z jego silnymi i sztormowy wiatrami. Zakładałem, że poruszać się będziemy mniej więcej w stałej odległości od centrum niżu i faktycznie większość czasu ciśnienie oscylowało między 1019 a 1023 hPa. Musieliśmy się tylko przebić przez strefę słabego wiatru przy Nowej Fundlandii.
Mam taki zwyczaj, że na jachcie używam czasu UTC. To ułatwia czytanie prognoz pogody czy pływy i podsumowuję dobę zawsze o 12:00UTC.
Pierwsze 7h to była dość szybka jazda na pełnych żaglach. Średnia ponad 6kt. Było chłodno. W kabinie 12C , woda miała 13C. Ania serwuje na obiad kurczaka w sosie sojowo miodowym, następnego dnia był butter chicken, dalej makaron z parmezanem, avocado i dynią, urodzinowa gryka z chorizo, itd. w oczach Piotrka szok i niedowierzanie. Przecież to siermiężna regatówka, przecież to polska łódka. Gdzie konserwy? Ja się pytam gdzie konserwy?!:)
Kolejne godziny to coraz słabszy wiatr. W końcu uruchamiamy silnik. To nie regaty, a kluczowe było to, żeby nie zaparkować w coraz większej strefie bezwiatru. Ta pierwsza pełna doba była prawie w całości na silniku, czyli wolno. Silnik uruchamiamy zazwyczaj, gdy prędkość wiatru spada poniżej 7-8Kt, a jacht się wlecze 3-3,5kt. Oczywiście zależy to od kierunku wiatru i zafalowania. Wiało w tyłek, więc wiatr pozorny był oszałamiająco słaby. Wyszło 107 mil w 24h.
W końcu spinaker w górę, a hałasujący silnik w odstawkę. To było ważne, ze względu na śpiewy załogi dla solenizanta. Eol rozdmuchiwał od 7kt do cudnych 15kt z baksztagu - dobowy wynik trochę lepszy - 116Nm. Ustabilizował nam się rytm pokładowy. Za sterem Raymarine EV, a wachtowy przez 3h zajmował się obserwacją, trymem żagli, czytaniem i podjadaniem.
Wiatr się rozkręcał, więc najpierw spinakera zastąpił solent, a później, dla równowagi, grot poszedł od razu na 2 ref (mamy 3 refy). Kolejna doba to już 160Nm.
Zrobiło się naprawdę ciepło za sprawą Golfsztromu, który niósł wody o temperaturze 20 stopni no i dodawał nam prędkości nad dnem. Grot poszedł w dół na kilka godzin. Wiatr mocno kręcił (22-25kt), fala spora i było ryzyko że uderzy od zawietrznej, przestawi łódkę i zrobimy niekontrolowaną rufę. O 12:00 kolejnego dnia było nawinięte 178Nm, a do Horty 610 mil, połowa trasy.
Nudy. Kończą mi się Asterixy. Przestawiam się na słuchowisko o Wiedźminie. Do tej pory audiobooki mi nie podchodziły. Ciągły monolog jednego lektora szybko mnie nużył i po 2 minutach traciłem wątek. Słuchowisko było strzałem w dziesiątke.
Kolejna doba z odrobinkę słabszym wiatrem i wynik trochę gorszy 175Nm. Z niepokojem patrzę na spadającą ilość prądu. Zaczynamy ładować urządzenia czytelnicze z powerbanków. Czy będziemy zmuszeni do ręcznego sterowania? O nie!:)
I woda i powietrze mają ponad 20 stopni C. Praktycznie passat. Ale płyniemy zbyt szybko i jest coraz bliżej centrum niżu. Fala rośnie i wiatr trochę jeszcze tężeje. Grot na 3 refie.
W nocy fala ma już 5m wysokości. Niestety, ale zgodnie z prognozą. Co pewien czas jakiś dziad spada łódkę i przez nieszczelności suw i sztorc klapy komuś coś kapię za kołnierz. Jebła, ta jedna - około 05:30. Jest kompletnie ciemno. Straty:
- zgięta stójka relingi. Na relingu był Lifsling oraz spinakerbom i ta powierzchnia wystarczyła.
- pogięte stelaże solarów. Nie słupki tylko aluminiowe stelaże na których tymczasowo są zamontowane miękkie panele słoneczne. Decydujemy, że jeden z nich łatwiej jest zdemontować i schować do kabiny niż prostować i naprawiać to w tych warunkach.
- pękła plastikowa maskownica głośnika w kokpicie
- wyrwało (wyjechała?) z likszpary kieszeń fałowa zamocowana nisko na wysokości łydek przy ściance ławek kokpitowych. Dopiero to uzmysłowiło mi z jaka siłą naprawdę uderzyła fala.
Zaczynamy zapisywać stan baterii w dzienniku. W ciągu dnia wachtowy siada do rumpla i sterujemy ręcznie. Wiatr zaczyna oscylować koło 30kt jedziemy więc na samym solencie. Kolejne ponad 170Nm na liczniku.
W szkwałach duje pod 38kt, ale że z tyłu, to wywołuje tylko szeroki uśmiech na twarzy sternika gdy widzi na wyświetlaczu galopujące liczby:12kt 14,5kt, 16kt 18,8!!
Po za tą jedną ,chamską falą nic się nie działo. Mogliśmy oczywiście już wcześniej odejść bardziej na południe i przeczekać te kilka godzin. Ale, ale. Gdzie się uczyć łódki i gdzie podciągać własne umiejętności jak nie w tych komfortowych warunkach: ciepło, na granicy sztormu, ale nie sztorm, blisko lądu, stabilny silny wiatr i tak naprawdę fala również, z wyjątkiem tej jednej, dzięki której zweryfikowaliśmy parę sprzętowych spraw na pokładzie.
Pojawiło się słońce, grot na 2 refie znowu na maszcie, wiatr powoli siada. 160Nm znowu się nakręciło. Z pokładu dobiegały ochy i achy bo mijaliśmy najbardziej zachodnie Wyspy Azorskie: Corvo i Flores. Następnego dnia w słoneczne przepięknie wietrzne południe wpłynęliśmy do Horty.
Podsumowanie:
8 dni 7h 35 minut
1247Nm.
Piotrek chce wrócić na pokład Hultaja najszybciej jak się da. Czujemy się skomplementowani:)
Nie mam pojęcia kto ile i co przeczytał.
Rejs bardzo przyjemny. I bezpieczny, mimo pory roku i akwenu.
Skąd ten sukces? ☺
- przeczekanie huraganów bezpiecznie na śródlądziu. Gdy te szalały na Atlantyku my poznawaliśmy uroki szlaku Św. Wawrzyńca
- wybór portu startowego. St. Johns jest najbliżej Azorów. Z Halifaxu jest już 400Nm (3-4 dni) dalej. Z Nowego Jorku jest dwa razy dalej. Do Nowej Fundlandii nie docierają huragany - prawda/fałsz. Ponoć rekordowo w historii Kanady właśnie w tym roku Fiona uderzyła z pełną siłą w wybrzeża Nowej Szkocji i południowej Nowej Fundlandii. Zazwyczaj wydmuchane huragany mają tu już siłę i status sztormu tropikalnego i nie są tak groźne jak bardziej na południu. Pamiętacie nasz start w TwoSTAR wiosną?
Spotkaliśmy się z Alex który kilkanaście godzin wcześniej przestał być huraganem i był już tylko sztormem. Stresu mieliśmy dużo. Problemów żadnych, po prostu mocne żeglowanie, a nie walka o życie. Ale klimat się zmienia, a huragany coraz bardziej na północ docierają. Mimo tego St. John nadal pozostaje najlepszym portem startowym w stronę Europy/Azorów. Jego wadą jest brak mariny.
- ‚niepośpiech’ w oczekiwaniu w porcie. Regularnie przekładaliśmy czas startu na Azory. Mogliśmy sobie na to pozwolić bo nic nas nie goniło, a tygodniowy postój kosztował nas 35 dolarów kanadyjskich. W dodatku jest tam cudnie i są fantastyczni ludzie jak np. Lisa i Clayton którzy bardzo nam pomogli z zakupami itp. Piotrek mógł wziąć wolne w pracy w ostatniej chwili, gdy oceniliśmy sytuacje pogodową północnego Atlantyku na rokującą. To jeden z najważniejszych czynników wpływających na bezpieczeństwo rejsu. Akwen i pora roku z pewnością nie sprzyjają organizacji tam komercyjnych rejsów w których terminy są rzeczą świętą.
- szybkość na wodzie. Decydującym czynnikiem, który na to wpłynął była przeciętna prędkość jachtu. Nasze typowe przebiegi dobowe pozwoliły nam na przejechanie całej trasy na obrzeżach jednego dużego i stabilnego układu barycznego. Ryzyko spotkania sztormu mogło się pojawić wyłącznie w przypadku jakiejś awarii na pokładzie która by nas mocno spowolniła. Bezpieczna prędkość jest ważna.
Pływajcie szybko i bezpiecznie.
P.S. Azory są nieziemsko piękne :)
Route from St Johns in Newfoundland to Horta on the island of Faial in the Azores archipelago:
- 1200Nm to cover
- Boat s/y Hultaj our Figaro One in tourist trim
- 3 crew: Ania, Szymon and Piotr
- water supply for about 25 days, food for 3 months:)
- communication: Iridium Go! Downloading weather gribs, emails, SMS and voice calls
- entertainment: audiobooks, ebooks, comics in ebook form, music, food, we also let you steer if you want:)
We left St Johns on 13 October, shortly after midnight. We were supposed to leave even two days earlier, but it didn't work out. It was meant to be:) This increased the distance to the huge low pressure system with its strong and stormy winds. I assumed that we would move at a more or less constant distance from the centre of the low and in fact most of the time the pressure oscillated between 1019 and 1023 hPa. We just had to get through the low wind zone off Newfoundland.
I have this habit of using UTC time on the yacht. This makes it easier to read weather or tide forecasts and I always sum up the day at 12:00UTC.
The first 7h was quite fast going with full sails. We averaged over 6kts. It was very cool. In the cabin 12C , the water was 13C. Ania served chicken with soy and honey sauce for lunch, the next day was butter chicken, then pasta with parmesan, avocado and pumpkin, birthday buckwheat with chorizo, etc. in Peter's eyes shock and disbelief. After all, it's a simple regatta boat, and it's a Polish boat. (Where is the canned food? Where is the canned food?)
The next few hours are increasingly less windy. Eventually we start the engine. It's not a race, and the key was not to get parked in an increasing windless zone. This first full day was almost entirely on the engine, which means slow. We usually start the engine when the wind speed drops below 7-8Kt and the yacht is dragging 3-3.5kt. Of course, this depends on the wind direction and the swell. We had a tailwind, so the apparent wind was staggeringly weak. We did 107 miles in 24hrs.
In the end the spinnaker up and the noisy engine away. This was important, due to the crew singing for the birthday boy. Wind picked up from 7kt to a wonderful 15kt from port quarter - the daily result a little better - 116Nm. We got into the nice rhythm. We had a Raymarine EV at the helm and the watchkeeper was busy on look out, trimming sails, reading and snacking for 3h.
The wind was kicking up, so first the spinnaker was replaced by a solent and then, for balance, the mainsail went straight to the 2nd reef (we have 3 reefs). The next day was already 160Nm.
It got really warm thanks to the Gulfstream, which carried warm (20 degree) water and added to our speed over the bottom. The mainsail went down for a couple of hours. The wind was picking up (22-25kt), the swell was high and there was a risk of gybing uncontrollably . At 12:00 the next day it was 178Nm and 610 miles to Horta, half way.
Boredom. I'm running out of Asterixes. I'm switching to listening to The Witcher. Until now, audiobooks didn't appeal to me. The constant monologue of one voiceover quickly bored me and after 2 minutes I lost the plot. The audiobook was a hit.
Another day with a little less wind and a result a little worse 175Nm. I look anxiously at the declining current. We are starting to charge reading devices from powerbanks. Will we be forced into manual control? Oh no:)
The water and air are over 20 degrees C. Practically passat . But are sailing too fast and it is getting closer and closer to the centre of the low. The tide is rising, and the wind is getting a little stiffer still. Mainsail on the 3rd reef.
During the night the wave is already 5m high. Not nice, but predicted. Every now and then some “big one” drops on the boat and it leaks, something drips down someone's collar. Bang, huge one - around 05:30 - it's completely dark. Losses:
- bent railing stanchion. There was a Life sling and a spinnaker pole on the railing which was enough to create such a force to bent stainless steel pipe.
- bent solar racks. Not the posts but the aluminium racks on which the soft solar panels are temporarily mounted. We decided that one of them is easier to remove and stow in the cabin than to straighten and repair it in these conditions.
- the plastic loud speaker in the cockpit - broken
- a halyard pocket fixed low at calf height by the cockpit bench wall was ripped out. Only this made me realise with what force the wave really hit.
We started to record the battery status in the logbook. During the day the watchkeeper sits down at the tiller and we steer manually. The wind starts to oscillate around 30kt so we're going on solo. Another 170Nm on the meter. In the gusts it's blowing under 38kt, but because it's from behind, it only brings a wide smile to the helmsman's face when he/she sees on the display the galloping numbers: 12kt 14.5kt, 16kt 18.8!
Apart from this one, nasty wave nothing happened. We could, of course, have gone further south and waited out these few hours and let the storm pass. But, but. Where to learn the boat and where to improve one's skills if not in these comfortable conditions: warm, on the verge of a storm, but not a storm, close to land, steady strong wind and, in fact, a waves too, except for this one, thanks to which we verified a few gear things on board.
The sun appeared, the mainsail with the 2nd reef again on the mast, the wind is slowly going down. The 160Nm again. There was an echoing sound from the deck as we passed the most westerly of the Azores Islands: Corvo and Flores. The next day, in a sunny and beautifully windy midday, we entered Horta.
info@calloftheocean.pl
Kontakt
Social Media
Copyright 2022 Szymon Kuczynski - Zew Oceanu
Sponsorzy